Pewien dziennikarz przeprowadził eksperyment. Ucharakteryzował się na bezdomnego i w dzień Wigilii Bożego Narodzenia chodził po domach pytając, czy ktoś go przyjmie na kolację wigilijną. Nikt nie przyjął. Pamiętam, że czytając o tym poczułem zakłopotanie.

Jak ja bym postąpił w takiej sytuacji? Wyobraziłem sobie obcego człowieka, który siedzi z moją rodziną. Wyobraziłem sobie swoje skrępowanie… Sam nie wiem, co jeszcze.

niepokójStrasznie jesteśmy wygodniccy. Pogrążeni w bezpiecznej rutynie ustalonych zachowań taką Inność – obcy przy naszym stole! – odbieramy z niejakim przestrachem. Łatwiej dać stówę na bezdomnych (niech ktoś uszykuje im kolację!) niż zaryzykować stresujące zetknięcie z cudzą biedą. Kiedyś miałem sen. Szedłem z moim 6-letnim synem za rękę pośród tłumu nieznanych ludzi.
Szliśmy jakby we wnętrzu góry; korytarzem, z którego na boki odchodziły kolejne drzwi do pomieszczeń. Ludzie wokół nas rozmieszczali się w tych pokojach, tłum coraz bardziej rzedł. Dla nas miejsca nie było. Doszliśmy do końca korytarza, wyszliśmy na otwartą przestrzeń; stanąłem i powiedziałem do mojego chłopczyka: synku, jesteśmy bezdomni… Obudziłem się wstrząśnięty. Nerwowo rozglądałem się wokół, upewniając się, że jestem w SWOIM DOMU, że bezdomność nam nie grozi.

Raz po raz uświadamiam sobie, że łatwo mi się żyje. Jestem względnie zdrowy, pieniędzy zarabiam więcej, niż wydaję… Dobrze wykułem swój los. A może to nie ja byłem kowalem? Może po prostu miałem dużo szczęścia i nie tylko sobie zawdzięczam swój dobrobyt? Czy naprawdę zasłużyłem sobie na to, że mam lepiej od wielu nieszczęśników?

niepokójNigdy nie miałem pociągu do kontaktu z ludzką biedą: materialną nędzą czy śmiertelną chorobą. Wychowałem się niezamożnie, ale bezpiecznie. Owszem, dotykałem ludzkiego upadku podczas pracy w wiejskiej szkole, ale wtedy po prostu robiłem to, co do mnie należało. Nie żałuję tych poruszających doświadczeń; są nieusuwalnym składnikiem mojego dojrzewania.

Nadchodzą Święta. Kolejny raz budzi się rachunek sumienia. Nie krzywdziłem, byłem uczciwy, pomagałem… Czy mogłem zrobić więcej, czy byłem do tego zobowiązany? Wieczna niepewność. To, co teraz potrafię, to nie zagłuszać głosu sumienia. Trudno. Jego wyrzuty to jeszcze niewielka cena za nierezygnowanie z człowieczeństwa.

Przedświąteczny niepokój
Facebooktwitterredditpinterestlinkedin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.